Gdzieś, jakoś, dawno temu, umarło we mnie pisanie wierszy, tj. świadome i celowe układanie słów w coś, co się nie daje inaczej wyrazić i zapisać inaczej niż w słupkach. Z tym, że nic nie wyjdzie z moich nadziei-pragnień-ambicji bycia poetą − słyszanym, publikowanym, pogodziłem się bez żalu. A jednak od czasu do czasu, rzadko, słowa same do mnie przychodziły, zaskakiwały mnie albo uwodziły i wtedy wpisywałem je do komputera. Trzymałem je nie wiadomo po co w folderze nazwanym BOJAWIEMCO. Powinien mieć na końcu znak zapytania, ale znaku zapytania nie wolno używać przy nazywaniu folderów. Więc to było kategoryczne bojawiemco. Tu kopiuję niektóre jego kawałki. Po co? Bojawiem?
Franek Wygoda
ZAPROSZENIE
nie wstydź się
weź mnie w rękę
otwórz
przerzuć parę kartek
albo zjedź kursorem w dół
sprawdź
czy
jestem też o tobie
POTĘGA SMAKU
„To wcale nie wymagało wielkiego charakteru” – Zbigniew Herbert
W społeczeństwach, jak przychodzi co do czego, znajduje się bardzo niewielu ludzi
I.
Gdyby mnie kuszono
z całych sił opierałbym się pokusie
stanąłbym na gruncie pryncypiów
albo rżnąłbym głupa
ależ panowie hihihi
do tych spraw to ja się całkiem nie nadaję
niestety
nikomu nie wpadło do głowy
żeby mnie kusić
Gdyby mnie straszono
może bym się przestraszył i uległ
coś tam bym podpisał zaczął się spotykać
może komuś bym zaszkodził
może później zdobyłbym się na odwagę
żeby powiedzieć panowie ja z tym skończyłem
odczepcie się ode mnie
na szczęście
nikomu nie wpadło do głowy
żeby mnie straszyć
Przez całe życie
miałem szczęście
nikomu nie wpaść do głowy
II.
Na całe szczęście
nikt mnie nie wysłał do Gazy
w obronie ojczyzny
i nie musiałem decydować
czy strzelać do spanikowanego tłumu
przypadkowych ofiar
kobiet dzieci terrorystów
by później
inaczej niż oni
przejść terapię PTSD
na całe szczęście
jestem na to grubo za stary
i w zupełnie innym miejscu na ziemi
ale nawet w najdzikszych
najstraszniejszych
najkoszmarniejszych snach
nigdy mi się nie śniło
że może mi być wstyd
że jestem Żydem
(2023-2024)
(i to samo po angielsku)
THE POWER OF TASTE
“It did not require great character at all”—Zbigniew Herbert
In emergency societies include only a tiny minority of humans
I.
if I were tempted
I would resist with all my might
I would stick to the moral high ground
or play dumb
oh dear sir hee hee hee
I know nothing about such things
alas
it has not occurred to anyone
to tempt me
If I were threatened
I might get scared and give in
sign something meet with the officer
perhaps I would inform on a coworker
maybe later I would find the courage
to say gentlemen
I am done with it
leave me alone
luckily
it has not occurred to anyone
to threaten me
All my life
I have been fortunate
not to occur to anyone
II.
Fortunately
I have not been sent to Gaza
to defend my homeland
I did not have to decide
whether to shoot
at the panicked crowd
and look at the bloody fallen bodies
of collateral damage
children women terrorists
and later
unlike them
be treated for PTSD
fortunately
I am way too old for this
and altogether elsewhere
yet
never in my wildest
craziest scariest dreams
would it ever have occurred to me
that I could be ashamed
of being a Jew
(2023-2024)
HAIKU POLSKIE
Jezus Chrystus!
Wypierdalać!
Tu jest Polska,
kurwa twoja mać!
x x x
„to co po mnie zostanie jest wciąż przede mną” – tak kiedyś napisałem
To co po mnie zostanie jest już za mną
jest tego bardzo mało
to co po mnie zostanie jest już poza mną
i nie zależy ode mnie
już nie muszę się o to martwić
starać się o to
za tym gonić
nic już nie muszę
mogę robić co chcę
mogę tracić czas
na byle co
bo został mi już tylko czas do stracenia
a jeśli jakimś cudem
wpadnie mi jeszcze w ręce
coś co po mnie zostanie
to będzie cud
POETA
dla MLB, inspirowane jego przekładami z TS
długi i ciężki łańcuch skojarzeń zwisł mu z szyi
przykuwa do budy ziemi
a na języku boleśnie jak pypeć
rośnie gorzka perła
i staje kością w gardle
więc z karabinu maszynowego szybkością
wypluwa z siebie słowa słowicze
prorocze pokracznie potoczne
w celu złapania oddechu
mówi że zamilkł
ale milczy o tym że mówi
a oni spijają mu z dzióbka miód
kiedy on w pierzu cały
i w srebrnych piórach
pierzcha im kuprem w niebo
własnej wysokości
jak jakie panisko jaki z niego magnat
ma gnat i piszczel zwłaszcza jeśli nawet
idąc ulicą
wysiaduje perłowosrebrne kukułcze jaja wierszy
też tak umiem
(i to samo po angielsku):
CÓŻ PO POECIE
nigdy nie było czasów innych niż marne
ale dopiero w czasach po poezji cóż po poecie
kiedy co zostaje ustanawia internet
cóż po byciu poetą:
konkursy nagrody publikacje miejsce w jury
skromna kariera literacka przekłady
na języki może nie sława ale uznanie
żona dzieci creative writing etat na uczelni
etat w redakcji dział poezji
znaczy się zna się aha zapomniałem dodać oczywiście kiermasze i targi
gdzie się podpisuje w ramach utrzymywania kontaktu
z szarym czytelnikiem poezji bo poezja
w jej/jego szarym życiu odgrywa niebagatelną rolę
przekartkuje może spojrzy na dwa trzy kawałki
i odstawia na półkę przecież od tego to jest
a mimo to w słowach zebranych poetów aż kipi
od poezji i wciąż jest dobrze póki poezja ma się
rozumieć znaczy kultura znaczy się samo przez się
twój wiersz jak krew między tobą nazwaniem a tym co jest
jak kładka nad chaosem podlana patosem
jak na najcieńszej wiatru gamie
po prostu dawaj słowo rzeczy najlepiej jak umiesz
i niech się dzieje co chce
KOMPAS WEWNĘTRZNY
dla A. M.
Twój wewnętrzny kompas zawsze wskazywał ci północ
nawet kiedy nie patrzyłeś
nawet kiedy słowami raniłeś zabijałeś
tych z którymi ci było nie po drodze
kompas i i kotwica
niezbędne w drodze za horyzont
i kiedy historia zatacza się krzywym kołem
na to co budowałeś i na to w co wierzysz
twój kompas wewnętrzny
na wszelki wypadek chociaż się nie opłaca
dostałeś go nim na niego załużyłeś
od boga w którego nie wierzysz
i zapłaciłeś za ten dar co do grosza
powiedz jak to jest
być żywym wierszem Herberta
Przesłanie Pana Cogito?
SAMOTNOŚĆ
samotność jest jak deszcz
Rilke
jak deszcz
zimna jak deszcz
oślizgła jak deszcz
oblepia jak deszcz
oślepia jak deszcz
niewidzialna jak deszcz
zabija jak deszcz
nie jak deszcz
jak zawieszenie w byciu w zawieszeniu
w zawieszonym czasie
w zardzewiałym powietrzu jakby polał kwasem
w czekaniu żemożecośsię
ale to nic
pięknego —
się
idzie ulicą między jakimiś ludźmi
szarowtopione w ich szarość doskonale osobno
się
wchodzi do metra się staje obok
dojeżdża do stacji Wrzeciono albo Wawrzyszew
i wychodzi na powierzchnię
pustą
do tego nie potrzeba wyobraźni
się idzie po schodach na niewiadome piętro
ciężko i coraz ciężej i końca nie widać
stalowej spirali a każdy stopień taki sam
taki sam w tej klatce
samego siebie sam na sam ze sobą sam dla siebie sam obok siebie sam przeciw sobie sam przy sobie sam przed sobą sam za sobą sam do siebie samego o sobie psalm
nie wiem jak to powiedzieć
to wszystko dzieje się w środku
nic w tym pięknego ani strasznego
w czasie zamieszkałym przez innych mieszkańców
w cywilizowanym instant
na pewno nie jak deszcz
tak zajęta samą sobą
że nie ma czasu na nic innego
w nieustannym zabieganiu
boi się przystanąć choć na chwilę
żeby nie wypaść z siebie samej
żeby nie wpaść na siebie samą
nie przyjmuje siebie do wiadomości
jakby musiała zdążyć na wczoraj
kiedy było zupełnie inaczej
kiedy miała dużo czasu
a nie czas miał ją.
byle szybciej znikąd do nikąd
byle zejść sobie z drogi
byle stracić się z oczu
byle nie zauważyć przemykających obok
wszystkich wokół
skąd to wiem?
bo jestem taki sam jak wszyscy wokół
odbijają się ode mnie w lustrze
a ja odbijam się od nich
SZAROŚĆ
pamięci zwykłego szarego człowieka
twój kolor szarość miał tysiąc odcieni
na sto sposobów mienił się bezkolorem
towarzyszył ci z łagodną pewnością od-do
od częściowych zwycięstw do niecałkowitych klęsk
twój kolor szarość kolor mimikry
i nadziei w sam raz na naszą miarę
wśród innych szarości
jest całą gamą osobnych kolorów
wśrod innych szarości
jest kroplą w oceanie
z innymi kropelkami
to ocean
DO WIERSZA
idę do wiersza
którego jeszcze nie ma
od słowa do słowa
od myśli do litery
od oddechu do dźwięku
idę do wiersza z pilną wiadomością
o tym co właśnie zachodzi
w słowie w myśli w oddechu
wiersz słucha kiwa
głową ze zrozumieniem
wychodzę z wiersza
wiersz ze mnie wychodzi
* * *
Litery nie znikają papier nie płonie (zwłaszcza kiedy komputer nie kartka)
Co raz pomyślane już się nie odmyśli
Co zanotowane jakoś ocaleje ktoś kiedyś odnajdzie i się pochyli
Jeśli wpada w głęboką studnię całkowitego milczenia
Wróci po czasie echo dalekiej odpowiedzi
Po jakimś może krótkim a może za długim niewczasie
Komuś coś przypomni komuś coś podpowie
To się stanie samo już poza mną może beze mnie
Ja przy tym nie muszę być
I im szybciej nie będę tym lepiej dla mnie
Bo to czego nie powiedziałem
A mam do powiedzenia choć jeszcze tego nie wiem
Nie jest aż na tyle ważne że bez tego świat się zawali
To raczej więcej wrzucania do studni
Nienazbyt pięknej prawdy o sobie
PAŃSTWA FASZYSTOWSKIE
(z cyklu JAJO CZY KURA)
faszystowskie państwo tworzy faszystowskie społeczeństwo
JESZCZE NIE
Jeszcze nie –
to na razie tylko informacje
a nie pisane na skórze fakty
Jeszcze mnie nie dotyczą nie dotykają
bezpośrednio
jeszcze nie
To zaledwie uczucie
że pętla
się zaciska
***
biedni byli brulionowcy
o kant dupy potłuc
tę całą waszą prywatność
jak się państwo znowu w nią wpierdala
=====
Po raz pierwszy od wielu, wielu lat coś co zapisałem podpisuję jako ja i nazywam wierszem. Nie chciałem tego, samo przyszło, wywołane ostatnią bluźnierczą modlitwą (bo przecież nie sposob tego nazwać piosenką) Leonarda Cohena, a bardziej jeszcze tym co się dzieje wokół. Próbowałem przerabiać, podmieniać słowa, poszczególne sylaby, łagodzić, nie dawało się. Po kilku dniach przełamałem się żeby to pokazać kilku znajomym — z ogromną obawą, że wołam: wilk, wilk! Okazało się, że mój strach współbrzmi z odczuciami wielu słuchaczy.
PRZEWIDZENIE (trzy wiersze, 2019)
WIERSZ PIERWSZY
Nadchodzi czas ciemności.
Bóg spuścił anioły z łańcucha.
Cohen to wyczuł,
wyszeptał-wykrzyczał i uciekł –
że będą zabijać,
że zagłodzą,
że zeszmacą.
Tak, to już było.
Tak, to znowu wraca –
Zabiją,
zagłodzą,
zeszmacą.
Po czasie śmiechu drwiny
idzie czas milczenia,
oniemiałego krzyku –
nim czas dobry dla poezji
przyjdzie znów.
Zwyczajny
historyczny płodozmian.
Co będzie ze mną?
zabiją?
zagłodzą?
zeszmacą?
Jakieś 3% zabiją
jakieś 7% zeszmacą
jakieś 20% zagłodzą
a reszty to nie dotknie.
Dziesięcioro na pewno ocaleje
żeby świat mógł istnieć dalej.
WIERSZ DRUGI
Przed ślepą ścianą
tego co się wydarzy
wiersz jest ledwie przeczuciem
wiersz jest niepokojem
Jest niebywałym
niewyobrażalnym gwałtem wyobraźni
jest wyznaniem wierności
sobie samemu
pomimo i na przekór
tego co nieuchronne
Jest tym wszystkim naraz
i każdym z osobna
i musiał się pojawić
żeby nie wiem co
I byłby tylko tym
i niczym więcej
gdyby nie ślepota
która nie widzi
nie chce widzieć
ślepej ściany przed sobą
i na to co nadciąga ćwierka
jak na to co było dotąd
Wiersz nie jest na to żadną radą
wiersz jest na to tylko bezradnością
WIERSZ TRZECI
A po końcu świata
jak już będzie po wszystkim
ktoś znów zacznie od nowa
ci co ocaleją
podniosą się otrzepią spodnie i sumienia
chwycą za pióra i śrubokręty
i znów się zacznie zalizywanie
ran w pamięci
wspólne i cierpliwe
aż do następnego razu
* * *
Powstrzymywanie
Wstrzymanego oddechu
Czekanie
Na przetrzymanie!
Gdy niepowstrzymanie rzeczy następują po sobie
Jakby odrobinę wolniej niż należy
Jakby przesunięte o ułamek
W skrzywionym drwiąco czasie
I złowroga nieuchronność
Napina się
Nim pęknie
I wyleje się
Nam na głowy
Świat zgrzyta w posadach
Jak wolno słuchać
CHWILA (bojawiemco)
(raczej szkic, notatka, niż skończony wiersz. Ociera sie chyba o coś ważnego, ale chyba już nic więcej z tym nie zrobię. Więc Bojawiemco.)
W ramach pożegnań – może jeszcze zdołam
kogoś spotkać, ledwie się otrzeć,
zamienić parę słów. To nic nie zmieni,
ale na chwilę da poczucie, że nie wszystko
poszło na marne, że przez chwilę
zaistniałem
w czyjeś świadomości.
* * *
dla E. C.
I.
To była tylko taka miła rozmowa
(Nasze ścieżki są już udeptane
I biegną równolegle)
Z której mało co wyniknie
Oboje jesteśmy już za starzy
Na zachłyśnięcie się drugim człowiekiem
I to że się do siebie uśmiechamy
I tak jest nagrodą
Mówimy w osobnych światach
Żyjemy w osobnych językach
Nic się nam nie złoży w sonet
Poezja co to takiego
To taka miła rozmowa
Z której mało co wynika
II.
Jak to by było gdybyśmy się spotkali naprawdę?
Musiałabyś mi opowiedzieć wszystko od początku do końca
Objaśnić każde napisane słowo wytłumaczyć się z każdej litery
A ja musiałbym cię słuchać i rozumieć
Chcieć cię słuchać i próbować zrozumieć
A potem na odwrót ja bym mówił a ty byś musiała cierpliwie wysłuchiwać
Litanii porażek i niespełnień z może nie do końca udawaną wiarą
Że to się jeszcze może zmienić
Zajęło by to nam morze czasu albo by trwało mniej niż sekundę
I dopiero potem zajęło by morze czasu
W którym moglibyśmy wyglądać z ciekawością
Tego co jeszcze mamy sobie do powiedzenia
Sama wiesz oboje wiemy to niemożliwe
POŻEGNANIE
pamięci B.F.
Człowiek który już odszedł teraz odchodzi
Jeszcze krok dalej poza naszą troskę
Zmieszaną z obojętnością w inną obojętność
I w naszą powoli gasnącą pamięć.
Wszyscy jesteśmy na to gotowi
I przyjmujemy że to naturalne.
Nie otwiera się niespodziewana możliwość
Ani dziura w ziemi, ale ten zatrzymany w czasie moment
Trwa już nazbyt długo. Były człowiek
Leży na łóżku już całkowicie poza tym, poza
Monitorem pokazującym ostatnie znaki życia.
My nic nie pokazujemy. My tylko czekamy.
Myślimy o wszystkim innym żeby tylko
O tym nie myśleć.
CZEKANIE NA WIERSZ
i.
nie uganiać się za słowami
nie łapać się za słowa
nie popędzać czekać
aż się same poukładają
nie popędzać czekać
aż się poukładają
nie popędzać wierzyć
że się poukładają
bo się poukładają
tak jak miało być
ii.
ani to w tym ani w tamtym świecie
gdzie się ciało w słowo wciela
gdzie się w ciało słowo obleka
wchodzi głęboko w ciało szeptu
wchodzi głęboko w ciało krzyku
wchodzi głęboko w ciało śpiewu
i ostrym nożem się odcina
od słów pochopnych bezcielesnych
raniących ślepo i boleśnie
o błogosłowione pisanie
o zapisywanie nieopisania
od niesłowa do słowa
jest takie miejsce i są takie słowa
gdzieś daleko w połowie drogi
między słownikiem a duszą
iii.
Przyjdzie.
Nie przyjdzie.
Przyjdzie.
A może nie przyjdzie?
Nie przyjdzie.
A może jednak…
Nie.
Na pewno nie przyjdzie.
Już nigdy nie przyjdzie.
I popatrz –
nawet nie spostrzegłeś
jak przyszedł.
I teraz mówi tobą.
Mówi z tobą.
I mówi przez ciebie.
BOJAWIEMCO
JESZCZE KROPLA
po kropelce
małej tłustej
czas przez palce
cieknie
poczekaj – jeszcze
nie pora nie kolej
nie twoja
jeszcze
jeszcze zdążysz
się nie spóźnić
na samego siebie
ROK
Czego nas uczy i czym nas uracza
Czas najczystszych życzeń styczeń
Czym nas uraczy i czego nauczy
Czasoklasta luty
Może nas zmaże może nie zauważy
Stóż wymiotny marzec
W tawernie kurew ćmy cień
Ciemny na ścianie tańczy kwiecień
W kącie się ściska z majem i razem ruszają
Ku czerwcowi przełamanemu
W pół roku
I dalej już z górki
na pazurki
Lipny lipiec z przyklejonym fałszywym uśmiechem
Cierpki sierpień sierpki cierpień
Wrzesiężny mięsień
I post-paźlistopadzień
I apiat’ to samo
MIMOSEN
mnie tu nie mnie mniej więcej jest mniej więcej tycio-tycio
tylko tyle aż tyle tylko odtąd dotąd
a cała reszta tak przepastna
ja mimosnem tu zasnąłem i o sobie śnię miłośnie
najprzepastniej zaśnięty i basta
bardziej śnię niż jestem bardziej niż mnie nie ma
i bardziej niż przepastnie mniej niż by się chciało
śnić ten sen być to bycie zapamiętać się na chwilę
w sobie we śnie o sobie w sen o sobie się zasnąć
Jom Kippur 2023
w drodze powrotu
do żydostwa
utknąłem
na bezludziu
pusto tu zupełnie
nikogo tu nie ma
ani Żydów
ani ludzi
ani mnie
ani jak mi się stąd ruszyć
OGRÓD
Długi poemat (?), summa w trakcie, traktat (?) o procesie, niedokończony, nieskończony, zmienny. Nie wiem o czym. Czy o mnie?
Inskrypcje:
1.
“… ale nieplewiony… “
2.
p
różne
po
ema
bez
duszne
i insze
na wierzbie
gruszki
3.
ogród
co to
to to wewnątrz
za ogrodzeniem
odgrodzone od zewnątrz
4.
dla PB
Przedmowa: Ogród (1988)
Jest owoc piołun i jest owoc popiół
absynt od zapominania (łacińskie ab-sentia, nie-obecność),
popiół do rzęs malowania, na siwo, nie na czarno
i na głowę, gdy latami się sypie.
To drzewo rośnie w ogrodzie, nie rajskim, rzeczywistym:
między jabłonią a wisznią, nad grządką szczypiorku;
na nim wąż opleciony, pokuśnik
w czapeczce błazeńskiej na łebku.
Jest jeszcze książka, ale tylko co otwarta,
jest nieobecność boga, diabła, realny jest tylko ten ogród.
A w nim niewiele: jakiś okruch życia,
piołun, popiół, książka.
I.
0. PRELUDIUM BEZDESZCZOWE:
aąbchćddzdżdźeęfghijklłmnńoópqrsśtuvwzżź
1.
A do mojego – którędyż?
2.
A przez ciemność w ciemność po ciemku mijając w ciemności ciemność macając po omacku po drodze w ciemności na wyciągnięcie ręki i jeszcze na oko wykol na nagły całus na policzku mrozu palący i jeszcze wgłąb płuc na wciągnięcie lodowatego powietrza w ciemność w środku aż na drugą stronę na wylot
3.
Za zardzewiałą furtkę
z zardzewiałą kłódką
na zardzewiałym łańcuchu
bo jak bez klucza —
to przez wykrusz w murze.
4.
A ówdzieindziej zawszeć to to to tamto:
Rano rumiana Marianna marynuje majeranek
Brodaty protopop Prokop w koprze kopyścią kopie, kropidłem kropi,
W bobrze się babrze Barbara ruda i w rabarbarze,
A Róża z kolców różne różności wróży i warzy
Z rozmarynu rozmaitości –
Wszelakoż wszyscy jak najzbożniej!
5.
Ale tak mi nie bywało nie taki ogród bywał we mnie
Bo to nie w tym ogrodzie było nie było we mnie nie we mnie
Nie gdzie byłem nie byłem nie we mnie
Gdzie nie wiem nie powiem nie chcę
Pewnie niepewnie już nie wiem nie we mnie nie we mnie
Więc pukam i pukam pukam do środka
I od środka na zewnątrz odpukuję
Ale nic nie odpowiada
Zatrzaśnięte na głuche nic
6.
Aliści to nic a nic!
To nic z jednej i nic z drugiej strony piecyka bramy triumfalnej
Mojego niemania piecyka bramy triumfalnej
Mojego niemania zabrania piecyka bramy triumfalnej
Mojego nic niemania ani bramy triumfalnej
Ani bramy jakiejkolwiekbądź
7.
Ktoś tu czyta swoje wiersze
a ja słucham i uszom nie wierzę
że wiersz być może – takim całkiem
zwykłym
przedmiotem niecodziennego użytku
takim jakimś czymś
od słowa do słowa
czasem choć nie zawsze
od myśli do myśli
od początku do końca
i do następnego w tomiku
i potem do następnego −
słucham i wszystko rozumiem
słucham i nic nie rozumiem
jak to możliwe
że to aż tylko tyle
8.
kogo z martwych dźga nadzieja
(pewnie nie wszystek umarł)
że może w kolczastym śniegu
odciśnie ślad zlodowaciałej stopy
nim się całkiem w nic ześliźnie
komu z rana się otwiera rana rana
na zmartwychwstanie z łóżka
w cienkie ciepłe ciekłe bólu szkło
końcem przeżycia na nowo swojej śmierci niechybnie żywej
przeniesienia ocalenia z jednej nocy w drugą noc –
ale komu rześki krzyk powietrza
tak się wbija w gardło że aż wyfruwa uszami −
tego milczenie dusi od środka
9.
czy to coś jest na coś
czy to coś coś komuś robi
pewnie nie jak nic nie słychać
a co by mogło
to nie wiem
10.
Z podniesioną głową
przechodzę siebie samego
na drugą stronę ulicy (och, ulicy!)
nieznacznie zerkając w górę
czy aby nie przelatuje nade mną
jaki gołąb…
11.
Zamknięty na siódmy spust,
Ogród głuchy ciemny,
W środku suchy chrust
Kwiaty kamienne.
Bezgłośnie się zanosi
Słowik zakrztuszony śpiewem
Wpół lotu beskrzydły motyl
Gdzie ten ogród nie wiem
Wypłowiała pustka po nim
Uszło powietrze
Więc czemu przypomnienie
Gdzie był ten ogród we mnie
Bywałem tym ogrodem
Pamiętam
Po dwudziestu z górą latach
Starszy bardziej kamienny
12.
Zachodzi słońce z nieba
Ze słońca schodzi powietrze
Słowo zachodzi w posłowie
Na przekór
Jakimś cudem
Z mroku dociera głos serca
Coś do kogoś dochodzi
Jakby całkiem nie było
Wszystkich zaszłych zaszłości
Wszystkich niedoszłych nadziei
13.
Cóż po po
ezji co nie o
cala ani ani
ani mani
ani mnie?
14.
To nie poezja to tylko oniemiała proza
To nawet nie jest proza to jest nieme nic
Mniejsze najmniejsze bynajmniejsze nic
Nieme niemiejsze jaknajniemiejsze
15.
Co do tego zapisywania mojego niepisania co jest nie całkiem niewygodnym niedopasowaniem do nieusytuowania w moim nieswoim może własnym ale czy na pewno życiu na zniżkującej trajektorii to ono nieproszone ciągle chyłkiem wraca jak czkawka uparta żeby je zamknąć na dobre i złe w zdaniu zadaniu żelaznym pustopełnym zarazem i na zmianę we wszystkich możliwych niuansach choć tego dużo za dużo we mnie dla mnie na cokolwiek ponadto. A może za mało.
16.
R.W.
A do ogrodu
którego którego nie było
którędy
A tędy owędy
17.
M.B.
Bo ja
Mironie
ironię
ronię
o nie
nie
ie
e
w sercu jak w dzwonie
dzwoni mi
dzwoniście
na stronie
stoję
słowa stroję
naj
nie
oczywiściej!
18.
J.F.
Był tylko ciut ciut większy pamiętamy wszyscy
mały śmieszny o głowę mniejszy niż Bieta
w tym śmiesznym berecie z antenką
myślcie pomyślcie po
eta
ciut tylko większy niż pamięć
aż tyle pamięci
żydowska romska i nasza własna
ta prawie zapomniana
źle pamiętana
i jeszcze coś co nijak ująć w słowa
bo od boga
19.
W.S.
Czy
na wersalce leżąc
bezmyślnie gapiła się w sufit
czy
przy biurku gryzła ołówek
czy
i to i to
20.
T.K.
nosiwoda zamknięty w idei koromysła
całym życiem się zanosił nie za ciężko nie za szybko a
przecież nie uronił ni kropli
21. STRAŻNIK PAMIĄTEK
(Z.H., 1988)
Ma rumiane policzki i siwe włosy. Drobnymi kroczkami porusza się wśród umarłych i zapomnianych. Niektórym przywraca życie. Boi się, że kiedy umrze, sam stanie się przedmiotem podobnych zabiegów. Dlatego najbardziej pilnuje sam siebie.
22.
C.M.
Śpię dużo ale tomasza nie czytam ani
nigdy nie przeczytam bo i po co
czytać jak się z tego czytania nic nie napisze
ani nawet z życia.
23.
mnie tutaj we mnie nie ma – ja tu już nie bywam
chyba że rzadko i nader niechętnie
ktoś inny za mnie me życie przeżywa
komuś innemu czas umyka skrzętnie
mnie we mnie nie ma – ja tuż obok staję
i się przyglądam z miną niewiniątka
jak tamten drugi radę sobie daje
i czy nie będzie trzeba po nim sprzątać
mnie we mnie nie ma – jest ktoś całkiem inny
kto mnie ocenia spod zmrużonych powiek
z zimną precyzją rozlicza mnie z win mych
i czy ocalał jeszcze we mnie człowiek
24.
O Boże jakimż Rymkiewiczem zaleciało! Widać pod poetą jest podpoeta poety od wypełniania poetyckich zadań gwoli samego siebie i potomności nawet jak się nie wie co i po co, nawet jak się nie bardzo wierzy, że coś. Nawet jak się ma to w nosie. Żeby nie wiem co!
II.
25.
A co do tego ogrodu którego i tak nie będzie
to po co?
26.
No to już niech będzie tak:
W ogródeczku pod mureczkiem ławeczka
Na ławeczce dziewczyneczka
Sukieneczka w krateczkę
W rączce laleczka
Utulanka ululanka olala
Babuleńka starowinka
O sękatym o kosturku
Wąziuteńką ścieżyneczką tup-tup
Na ławeczce pod mureczkiem cup-przycup
Utulanka ululanka olala
Wpierw gołąbkom
Posypsła okruszkami
A dziewczynce prosto w oczy
Latkami
Utulanka ululanka olala
Że aż śniegiem mrozem zawiało
Na zły urok na wieczną ułudę
Utulanka ululanka olala
27.
Wiedziałem, że jak z góry nie wiem co ma być, to nie powinienem nawet zaczynać. Ale i tak. No i skutek był dokładnie jak było do przewidzenia – zmarnowany czas, zmarnowana szansa. Choć przecież to napisałem, więc może jednak w końcu coś. Bardzo dziwne.
28.
Maszciż mój Tomaszku baboplacek
Wypijżemi kawusię na ławusię
I wypisz wymaluj prosto w twarz
Że już tylko na kamieniu kamień
Uciułaj ciuciubabkę z rodzynkami
Wywołaj burczymuchę prosto z wora
Odjaniepawl się ode mnie bez ochyby
Nibynóżką tańcujący krucy fuks
I na zabój zamiłuj zacwałuj
Zabiwszy zmiłuj pomiłuj
Bo naszego powszedniego
Dziś mam dość
29. (69)
6 9
6 9
!
9 6
9 6
30.
Cztery
Dwa
Dziesięć
Dziewięć
Osiem
Pięć
Raz
Siedem
Sześć
Trzy
Zero
Czwartek
Niedziela
Piątek
Poniedziałek
Sobota
Środa
Wtorek
Do pary
Trojako
W czwórnasób
Samopiąt
W poszóstnej
Po siedmiokroć!
nie –
Do pary
Po siedmiokroć
Samopiąt
Trojako
W czwórnasób
W poszóstnej!
31.
Żałosna to rozpaczliwość na przekór rozumowi
pisać wbrew niezłomnej niewierze
że ani ocali ani ocaleje
Te słowa oderwane od mowy oderwane od siebie oderwane
od znaczeń oderwane ode mnie to smutne mięso na straganie próżności
32.
Że może coś czego o sobie nie wiem
Samo wyjdzie ze mnie
Że może mi zakwitnie o północy kwiatem paproci
Choć raczej słomianym wiechciem w bucie
33.
w ogrodzie w czas zbiorów
z pustymi dłońmi —
nic nie wyrosło
34.
bo nie jest tak że się z czasem składa
w dorzeczną całość
i na jesieni je się dojrzały owoc
z lat poskładanych
bo czasem z czasem czarne dziury
coraz większe
coraz czarniejsze
bo rwie się ciągłość
brakuje pomysłu na życie
brakuje pomysłu na śmierć
(już nie o to chodzi żeby wygrać
ale żeby sie pogodzić z porażką) ,
35.
Jak trudno ładnie żyć
Jak trudno ładnie pisać
Jak trudno przekładać
Nieładne życie na ładne pisanie
Już niedługo wszystek umrę
I nic po mnie nie zostanie
36.
Jazda stąd, już cię nie ma,
doczłap wreszcie do tego nikąd,
zostaną za tobą małe kupki nadziei.
/…/
43.
powoli się uczę
kochać na nowo
idzie mi opornie
i pod górkę
ale idzie
44.
to ty mnie trzymasz
za włos
na powierzchni mowy życia
to przez ciebie dotąd
nie zatonąłem w milczeniu
45. TAK DOBRZE
wsuwam to moje
między udami
sterczące
w to twoje między udami
wilgotne
nieustająco zdumiony
że do siebie pasują
tak dobrze
46. PIEŚŃ STOPNI
w ciemnym obłąkany
wierszolesie
bardzo
bardziej
najbardziej
jak najbardziej
wyjść słów szukam
świetych
świętszych
najświętszych
przenajświętszych
mało
mniej
najmniej
bynajmniej!
INNE
=============
In October 2013 in New York I attended a poetry reading/concert with Ken Mikolowski reading his poems, and Frank Carlberg & Christine Correa playing and singing them. After returning home with my head full of music, this poem came to me ready to write down. It is in Ken’s poetic style, but I can do nothing about it.
Love
to my wife
why
are
you
suddenly
so
WET
?
HARD
to
under
stand
PIEŚŃ FRANCISZKA
ptaszyna mi z oczu wyziera
to dzióbkiem to kuperkiem
rybka mi usta otwiera
na niedługie kazanie
krówka mi macha ogonkiem
na łączce walki z wiatrakami
miła mi wiara nadzieja
że ja to nie ja
tłum. flv
ODPOWIEDŹ PANU COGITO
po drodze wpadnij na małą wódkę
nie ma co się śpieszyć powiedz coś miłego
tej ślicznej panience
z daleka omijaj bohaterów jeśli maska niezłomności
przyrosła im do twarzy są potrzebni
jako przykład lecz życie jest większe
niż ideały podziwiaj budynki kamienie i gwiazdy
lecz kochaj ludzi nie ludzkość zacznij
choć to trudne od samego siebie
niech cię nie ominie słabość głupota i wstyd
będziesz błądzić upadać i wstawać idź
i bądź szczęśliwy
nade wszystko próbuj być szczęśliwy
bo masz do tego prawo i tylko szczęśliwi
robią coś naprawdę dobrego bądź zawsze wierny
sobie idź
===
W 10. rocznicę najazdu USA na Irak odgrzebałem 3 wiersze napisane wtedy, w 2003:
* * *
Huczą mi w uszach samoloty na drugim końcu świata
Słyszę jak z gwizdem bomb mowa znów leci w przepaść nowomowy
Ze wszystkich stron gazet bije mnie w twarz twarz nawiedzonego idioty
Z niedowierzaniem patrzę jak się rodzi nowy wspaniały świat
Chociaż i tak nic się nie zmieni i tylko będzie więcej mniej więcej tego samego
i wraca nowe już to przerabialiśmy na nic nicując podszewki
i ci co mają mieć będą więcej a ci co nie mniej więcej to samo
więc skąd ten naraz strach czemu na samą myśl robi mi się słabo czemu
Huczą mi w uszach wybuchy na tamtym początku nowego wspaniałego
a tu na tym czemu wali mnie po mordzie morda dyktatora w aureoli łun
PAŃSTWA FASZYSTOWSKIE
Pamięci Wiktora Woroszylskiego
Historia to to co było a nie jest
i już nas nie dotyka
i pamięć nas zawodzi
Że uciekający z faszystowskich Niemiec
i przystający tylko na chwilę w tylekroć opiewanej przez siebie Moskwie
w drodze do USA o których niewiele dobrego
miał do powiedzenia, Bertold Brecht
dość późno znalazł się na czarnej liście
i to nie sławni pisarze intelektualiści
i nawet nie wieczni Żydzi byli zwiastunami nadciągającego walca
Który zaczął się toczyć dużo wcześniej
wpierw na obrzeżach poniżej poziomu percepcji obrazu w telewizorach
w jakiejś zakazanej zatoce za kolczastymi drutami
z bezimiennymi terrorystami o których nikt nic nie wie
(podczas gdy w polu naszego widzenia słońce wschodzi i zachodzi
sąsiedzi są nadal przyjaźni i wszystko jest mniej więcej jak zawsze)
i nikogo z nas to bezpośrednio nie dotyka
i nie przychodzi nam do głowy
Że sianie strachu przed wrogami rzeczywistymi i urojonymi
i nadzwyczajne środki dla naszej obrony
na które nieomal przekonani zgadzamy się prawie bez zastrzeżeń
co najwyżej słabo protestując
niepostrzeżenie przenoszą nas z rzeczywistości do paranoi
i zatacza się historia kołem
Dziś inni Żydzi inni intelektualiści
i bez wyganianych Brechtów trudno na pewno wiedzieć
czy aby już nie żyjemy w państwie faszystowskim
I (prawie) to samo po angielsku:
FASCIST NATIONS
To the memory of Wiktor Woroszylski
History is the past i.e. what no more is
this much has been established beyond reasonable doubt
What was done was done to us
and will never be surpassed
or let alone we may do it to others.
History is the art of the oblivion
like Bertold Brecht when escaping from the Nazis
stopped in the communists’ Moscow (whom he praised so much)
only for as long as it was absolutely necessary
on his way to the US (of which not much good
he has ever said) but where he finally breathed freely—
yet he was not at the top of the persecution lists
nor famous writers and artists
nor even the Jews were the first symptoms of the coming calamity
It rather always begins at the fringes
below the level of tv broadcasts and our perception
at some godforsaken bay with terrorists anonymous indefinitely
exercising twelve steps to our freedom behind the razor wire
how little we know while in our full view our children play safe
with the kids of our good neighbors and we go on shopping gossiping
with the sun rising and setting as usual and this ridiculous orange alert
is just ridiculous—anyway nobody cares or has the slightest idea
That these extraordinary measures implemented strictly for our protection
which we almost approved almost without protest almost persuaded
of their utmost necessity imperceptibly turn permanent
and history makes a full swing
Even if today someone else serves as the Jews
and without expatriated Brechts looming prominently on the horizon
how are we suppose to know
that we are not living again in a fascist country
(Boston, May 2003-Riverside, March 2013)
===================
PELOPONESKO
“i płynął szybko”
Herbert, Dlaczego klasycy
“history is the violent misuse of time”
(historia to brutalne nadużywanie czasu)
ich zawsze za dużo
nas zawsze za mało
jeden
co najwyżej półtora
z trudem
mieścimy się w sobie
zbyt grubymi nićmi zszyci
szwy się rozłażą pękają
gardła na oścież
gały wybałuszone
oślepiająca ciemność
gwałtowny spokój
i naga prawda z wyleniałym piórkiem w dupie
szybkopływacze i szybkopływaczki
na wyścigi
byle do brzegu
bo jak nie
to co
po nas
GŁUPIO
przegapiłem
własne życie
i zostałem za sobą
z ogromną kupą bambetli
co teraz ani zabrać ze sobą
ani komu zostawić
a ono beze mnie
biegnie przede mną
daleko z przodu
już nie do dogonienia
więc na wszelki wypadek
już teraz
idę na pośmiertne
===================
47. (coda):
O SZTUCE TŁUMACZENIA/THE ART OF TRANSLATION
ŹDŹBŁO
(do czytania na głos)
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
źdźbło źdźbło źdźbło
w co źdźbło źdźbło źdźbło?
źdźbło źdźbło źdźbło w źdźbło
gdyby źdźbło nie źdźbło źdźbła
to by było źdźbło niezźdźblone
RYE (a sonnet)
translated from the Polish by Frank L. Vigoda
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
rye ryes rye
if rye does not rye rye
rye remains unryed
ŻYTO (sonet)
przełożył z angielskiego Franek Wygoda
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
żyto żyto życi
jak nie zżyci żyto żyta
to to żyto będzie niezżyte
_________________________________________________
Top of Form